piątek, 13 lutego 2015

Rozdział 4. He is creazy!

*Narrator dom Van i Lau**
- Ja dostałam główną rolę w filmie! - krzyczała uradowana Vanessa - ale się trochę tym obawiam.
- Czemu?! Przecież dostałaś to oczym zawsze marzyłaś!
- No tak ale drugą główną rolę ma... A  zresztą sama zobacz. - podała mi jakiś świstek (maturę XD ~ od aut.) 
- Scenografia:
John Beams..
- nie to! To!
- Aha! Rolę główną otrzymali:
Vanessa Marano
i
Riker Lynch?!
- Ale nadal nie rozumiem!
- No jak Riker poruszy temat Rossa to co ja mam mu powiedzieć?! - krzyczała zdenerwowana - Riker twój brat to gwałcicieł, narkoman, bezdomny a właściwie to ma już dom taki duży, pilnie strzeżony hotel z 366 pokojami i kratami w oknach! (Więzienie dla nie ogarniętych ziemniorów ~ od aut.)
- Ehh. To może nic nie odpowiadaj!
- Laura! Świetny pomysł! - krzyknęła uradowana i pobiegła na piętro do swojego pokoju
**Narrator u Rossa**
- Chalalala! Bryyym trattata kum kum Muhu! - wrzeszczał wariat z celi na przeciwko celi Rossa.
Łza spłynęła mu po poliku. Nie wiedział za co siedzi w więzieniu nawet na rozprawie sądowej nie słuchał, płakał; zrujnował sobie życie. 2,5 lat więzienia a on ma tylko 17/18 lat.
- Lynch! - wołał strażnik wchodząc do celi - dziś masz sobie solidnie pogadać z psychologiem i kuratorem! Zrozumiano?! 
- Tak, tak.
- 17 lat i już za kratami - powiedział strażnik wychodząc z celi.
**2 godziny później po rozmowie z psychologiem i kuratorem, Ross**
Nie mogę w to uwierzyć! J-jak to do psychiatryka?! Nie! To mi się śni ja umieram już się budzę czuję to! Zemdlałem.
Ocknąłem się. Od razu oślepiło mnie białe światło.
- G-gdzie ja jestem? 
- Spokojnie. Jesteś w zakładzie psychiatrycznym tu ci będzie lepiej.
- Czyli to jednak nie sen?! - szybko się podniosłem ale tego pożałowałem w plecach poczułem mocne uderzenie, a w głowie mi zatrzeszczało.
Mijały tygodnie, codziennie rozmawiałem z psychologami, ale cały czas czułem się samotny każdej nocy wylewałem 500 litrów łez. W końcu nadszedł ten dzień... Moje urodziny. Nikt nawet lekarze, psycholodzy i kuratorzy nie znali mojej daty urodzenia obudziłem się i w głowie nuciłem sobie "Happy BDay" .
- Ross dziś twój szczęśliwy dzień ja i inni lekarze uważamy, że już jesteś zdrowy więc dziś możesz zacząć pakować swe rzeczy i wracać do domu! - powiedział psycholog z uśmiechem na twarzy (∆). 
Po spakowaniu ruszyłem w dal. Szedłem,szedłem aż doszedłem do polany usiadłem na niej i zacząłem płakać. Uświadomiłem sobie że niemam domu. Czar prysł, ja zasnąłem.
**U Vanessy**
- Ach... Dziś mam lot do Vegas kręcimy ten film yay! Ciekawa jestem co z Rossem.
- Też jestem ciekawa - powiedziała Laura
- Ja już zacznę się pakować! - powiedziałam po czym weszłam domswojego pokoju spakowałam wszystkie ubrania jakie miałam. Spojrzałam za okno i postanowiłam pospacerować.
**Na lotnisku**
- Van ja, nie, nie porażce sobie bez ciebie! - krzyczała zapłakana Laura.
- Ćśśś. Spokojnie będzie dobrze. - pocieszałam ją
- Serio tak sądzisz? -zapytała Laura
- Tak a teraz weź się w garść kobieto! Bo zaraz mam lot do Vegas! 
- Tak jest generale!
- Prosimy wszystkich do udania się w stronę samolotu. - odezwał się magiczny głos z głośnika.
- Ehh. No to papa siostra - uściskałyśmy się i poszłam  w stronę samolotu.

--------------------------------------------
Hi!
Jak rozdział? Nawet niewiecie jak się moja mordka cieszy gdy widzę, że są aż dwa komentarze! Wow! Moja wena wraca więc zabieram się za pisanie rozdziału piątego!
Komentujesz=Motywujesz!

1 komentarz:

  1. cudowny rozdział!
    misiu mam prośbę, mogłabyś wejść, przeczytać i napisać co sądzisz o moim ff? nie proszę o follow bo jeśli cię nie zainteresuje to bez sensu, ale będzie mi bardzo miło jeśli zostawisz chociaż komentarz:) ilysm
    http://chance-liampayne-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń